środa, 13 marca 2019

Mały Książę i jego podróż.


"Mały Książę" nie jest książką łatwą do zilustrowania. Tym bardziej, że jest ściśle związana z rysunkami samego autora.
Chyba każdy kojarzy motyw z przekrojem węża, który połknął słonia. Dlatego propozycja współpracy nad nowym wydaniem tej wyjątkowej powiastki filozoficznej była dla mnie nie lada wyzwaniem. Postanowiłem przypomnieć sobie książkę i chwyciłem za ołówek ciekaw, co z tego wyniknie.
A wyszło to mniej więcej tak:






























Możecie się śmiać, że baobaby wyglądają jak główki kapusty, albo że uszy lisa są za długie, ale zrobiłem co się dało i jak potrafię najlepiej;)

Ilustracje powstały dla Wydawnictwa SBM. A tak wygląda okładka:


 Na koniec pozwoliłem sobie umieścić część wywiadu, jaki znalazł się w książce w wersji z opracowaniem, a pytania zadała mi Pani Redaktor, która pracowała nad tym tytułem:

Czy pamięta Pan swoje wrażenia z pierwszej lektury?

Za pierwszym razem książka wydała mi się zbyt poważna, ale pamiętam, że mocno utożsamiałem się z głównym bohaterem, który – tak jak ja – nie rozumiał świata dorosłych. Lekturę odebrałem jako przestrogę, żeby dorastając, nie przestać patrzeć na świat oczami dziecka. Myślę, że w jakimś stopniu to mi się udało, chociaż o tym najlepiej wypowiedziałby się sam Mały Książę.


Czym dla Pana jest Mały Książę?

To książka o tym, że każdy z nas żyje w odrębnym świecie, a naszym zadaniem jest zrozumieć się nawzajem i żyć razem. A przy tym myśleć po swojemu, nie bać się mieć własnego zdania. W Małym Księciu jest wiele złotych myśli, nad którymi warto się pochylić i pomedytować. Warto wracać co jakiś czas do lektury, żeby sprawdzić, czy czasem nie ma w nas za dużo np. z Latarnika czy Bankiera.

W jaki sposób pracuje się nad ilustrowaniem książki?

Czasami, czytając utwór, od razu rozbłyska w głowie jakaś scena jak żywy obraz. Pojawiają się postacie z ich charakterami wypisanymi na twarzy. Szkicuję wtedy na szybko kompozycję na kartce i od razu wiem, jakie będzie rozmieszczenie elementów, jakich mam użyć barw. Nie zawsze ma się jednak tyle szczęścia. Proces tworzenia ilustracji jest zwykle bardzo złożony. Trzeba przerobić tekst, tzn. myśl autora, na własną wizję, a potem uchwycić ją za pomocą ołówka, biorąc pod uwagę odbiorcę, do którego adresowana będzie książka. Niekiedy pomysł na zilustrowanie danego fragmentu długo nie przychodzi, tekst krąży w głowie przez całe dnie, czasami w snach.
I wreszcie przyśni się pomysł na obraz albo pojawi się znienacka podczas sprzątania czy na spacerze. Powstaje wtedy kilka, kilkanaście szkiców, niektóre długo przerabiam, wprowadzam na próbę kolory. Czasami trzeba zawrócić po długim czasie na początek drogi i zacząć od nowa.
Często w procesie pomaga mi żona, która potrafi zobaczyć coś z dystansu, jakiego mi brakuje.
Największa magia to przenoszenie pierwotnej, nieuchwytnej wizji na płaszczyznę docelowej ilustracji. Kiedy czasami patrzę na pierwotny szkic, na to kłębowisko gryzmołów, nie mogę uwierzyć, jak na koniec obraz się przemienia. Sam proces malowania pochłania dużo czasu i często jest żmudny, ale lubię ten stan, kiedy mogę odciąć się od otaczającego mnie świata i zanurzyć się w powstającym obrazie. Najtrudniejsza jest jednak chwila rozstania, kiedy trzeba oddać obraz, zdecydować, że jest ukończony. Później często miałbym ochotę zmienić wiele rzeczy, dodać to i owo, ale to już nie jest możliwe, obraz jest już w książce.

- Czy ilustrowanie Małego Księcia było dla Pana szczególnym wyzwaniem?

Każdy tekst jest dla mnie wielkim wyzwaniem. Przede wszystkim nie można zawieść autora tekstu i trzeba uszanować odbiorcę. Trzeba też dodać coś od siebie. W przypadku Małego Księcia zastanawiałem się, czy tekst nie jest tak ściśle związany z rysunkami autora, że powinno się traktować utwór jako skończone dzieło, którego nie należy zmieniać. Do tego to prawdziwa klasyka literatury, pozycja znana na całym świecie.
Uważam, że Antoine de Saint-Exupéry świetnie poradził sobie z ilustracjami! Dla miłośników twórczości autora Mały Książę zawsze pozostanie jeden. Oryginalne rysunki to już ikony kultury i wszędzie są rozpoznawalne. Jednak myśl zawarta w książce jest najważniejsza i żyje niezależnie od autora, a obrazy mogą być różnie interpretowane, pobudzać wyobraźnię, sięgać w inne rejony. Przecież każdy może sobie treść wyobrazić na swój sposób. Tak też zrobiłem. Ilustrując Małego Księcia, chciałem uszanować pierwotną konstrukcję tekstu i oryginalnych ilustracji. Autor np. wyraźnie wskazuje, że nie uda mu się narysować jego maszyny latającej, dlatego postanowiłem nie przedstawiać samolotu czy postaci narratora. Starałem się narysować baranka i skrzynkę w możliwie prosty sposób, jest to w końcu szybki szkic wykonany przez bohatera na poczekaniu.
Z drugiej strony pozostałe ilustracje skomponowałem z dbałością o szczegóły. Mam nadzieję, że moja interpretacja napotka przychylność czytelników. W razie czego obroni mnie sam narrator, pod którego niejako się podszywam, a który mówi, że nie do końca potrafi rysować, ale stara się jak może. Jest tak i w moim przypadku.

- Który fragment był najtrudniejszy do zilustrowania?

Nie wiem dlaczego, ale najtrudniejszym fragmentem był dla mnie opis tureckiego astronoma.
W oryginale to genialny, malutki rysunek postaci z teleskopem. Ze względu na układ graficzny całej książki potrzebowałem na tej stronie czegoś większego. Wiele razy zmieniałem kompozycję, ale ciągle coś nie pasowało. W końcu zdecydowałem się na wyniesienie końca teleskopu, który penetruje nieskończony kosmos, poza granice kartki. Trudny był dla mnie też rysunek „kopii rysunku” z książki o puszczy, gdzie wąż połyka drapieżne zwierzę. Wiele wersji było w moim odczuciu zbyt drastycznych.

- Czy praca ilustratora to przyjemność?

Uwielbiam ilustrować! Od zawsze czerpałem przyjemność z rysowania. Lubię cały proces tworzenia, momenty, kiedy obrazy przychodzą do mnie nie wiadomo skąd. Metamorfoza, jaką przechodzi szkic do ostatecznego etapu barwnej ilustracji, zawsze mnie zadziwia. Często to naprawdę ciężka praca, która zabiera dużo czasu. Jednak bilans zawsze wychodzi na plus, inaczej pewnie zająłbym się czymś innym. Dodatkowo jestem nieposkromionym bibliofilem i czerpię podwójną przyjemność z nowo wydanej książki, w której udało się zamknąć cząstkę mojej twórczości.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz