Historia króla, który przechadza się nago przed całym królestwem, odkąd pamiętam, nie dawała mi spokoju i wydawała mi się jakoś pokrętnie logiczna, albo (strach się przyznać) głupia.
Oszuści wmawiają królowi oraz całej świcie, że ich nieistniejące, wspaniałe tkaniny dojrzeć może jedynie człowiek mądry, godny swojego stanowiska.
Zarówno król, jak i inni dworzanie niczego oczywiście nie widzą, boją się jednak do tego przyznać.
I w końcu władca, który w lustrze widział jedynie swój goły tyłek, wyrusza na spacer po czerwonym dywanie, aby wszyscy poddani mogli podziwiać jego nowy strój.
Zaraz... rzeczywiście myślał, że wśród poddanych ma samych mądrych, właściwie obsadzonych ludzi?
Naprawdę sądził (wierząc w istnienie owych szat), że nikt wśród obywateli nie zobaczy jego nagości? Przecież powinien założyć, że część społeczeństwa to skończeni idioci, którzy wg tego co mówili fałszywi krawcy, będą podziwiać jego niczym nie osłonięte krągłości. Dlaczego był gotów na takie poświęcenie? Głupi czy nie, był w końcu królem. Od czego ma doradców?;) Czy naprawdę musiał coś udowadniać i komu w zasadzie? Pewnie jak zwykle niepotrzebnie wnikam.
Oszuści dawno się zawinęli i tylko dziecko miało tyle odwagi, albo jeszcze więcej głupoty (wiadomo jak się to mogło skończyć) aby narazić się na gniew władcy i zawołać: Król jest nagi!
A w życiu jak to w życiu. Król jest goły, wszyscy to widzą i co? I nic.
Ilustracja na rozkładówkę z tekstem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz